Archiwa kategorii: Tajemnice przeszłości

Zdrada stanu w Łękach i w Kobylanach! Przyczynek do genezy ruchu ludowego w Galicji

Jak sukces ślusarza z Dukli zmotywował władze Łęk i Kobylan pod koniec XIX wieku do niekonwencjonalnego działania w sporze o serwituty i doprowadził do międzynarodowego skandalu!

           Zdrada stanu w Łękach i w Kobylanach!                 Przyczynek do genezy ruchu ludowego w Galicji

Wiosną 1881 roku Namiestnictwo we Lwowie usunęło z urzędu wójtów i radnych z Łęk i Kobylan, a w Łękach dodatkowo rozwiązano Radę Gminną. Oskarżono ich o zdradę stanu, awanturnictwo i krnąbrność wobec rządowych poleceń. A oni od 40 lat bezskutecznie walczyli o prawo do pozyskiwania w dworskim lesie drzewa na opał, na budulec, na gospodarskie sprzęty. Zdeterminowani poddani Jego Cesarskiej Mości w Wiedniu napisali w końcu petycję do … rosyjskiego cara. Ta nietypowa, odważna i ostentacyjna manifestacja naszych przodków wywołała konsternację, odbiła się szerokim echem w prasie w całej Galicji i doprowadziła do międzynarodowego skandalu. Zwróciła jednak uwagę na sytuację społeczną polskiej wsi i była zalążkiem oddolnego kształtowania się ruchu ludowego w Galicji. To wyjaśnia, dlaczego ruch ten był tak silny w naszych Łękach!

Kobylańsko-łęcki incydent odnotowały niemal wszystkie austriackie gazety, a niektóre zamieściły wiadomość nawet na pierwszej stronie.

Skany artykułów i fragmenty tłumaczeń znajdują się pod tekstem*.

Wychodząca w Wiedniu „Wiener Allgemeine Zeitung” [„Wiedeńska Gazeta Ogólna”] donosiła w środę, 13 kwietnia 1881 r. o usunięciu z urzędu przedstawicieli gminy i gminnych asesorów „w położonych w zachodnio galicyjskim okręgu Krosno miejscowościach Kobylany i Łęki, wyłączając ich na okres trzech lat z możliwości bycia ponownie wybranym. W tym samym czasie została rozwiązana rada gminy w Łękach. Przyczyną wprowadzenia takich środków był fakt, że wymienione wyżej gminy wiejskie zwróciły się przed kilkoma miesiącami do rosyjskiego cara z pisemną prośbą, w której upraszały o jego życzliwą interwencję i pomoc w załatwieniu toczącego się między tymi gminami a obszarami dworskimi dziedzicami sporu o serwituty”.

Gazeta dodawała, że ta prośba oczywiście pozostała bez odpowiedzi i wtedy wspomniane gminy skierowały pismo ponaglające, tym razem skierowane do cesarsko-królewskiej ambasady w Petersburgu z prośbą o interwencję i przyspieszenie odpowiedzi cara. Dzięki temu sprawa się wydała, co oczywiście wywołało wielką burzę. Sprawę skierowano do urzędu galicyjskiego namiestnika, a ten zlecił jej zbadanie w starostwie w Krośnie. W konsekwencji zawieszono w pełnieniu obowiązków urzędowych wszystkich uwikłanych w tę aferę „samodzielnych funkcjonariuszy gminnych i wniosło w urzędzie namiestnika o zastosowanie najsurowszych środków dyscyplinarnych zgodnie w prawem gminnym”. Gazeta informowała dodatkowo, że Galicyjski Komitet Krajowy zapowiedział również wszczęcie postępowania karnego przeciwko adwokatowi, który sporządził pismo do cara, uznając, że jego współudział „nosi znamiona oszukańczego procederu”.

Dzień później 14 kwietnia 1881 r., wychodzący także w Wiedniu „Das Vaterland” [„Ojczyzna”] podał więcej szczegółów:  „W okolicy opowiadano, że ubogi ślusarz z Dukli, Tomasz Pirożek, zwrócił się przed czterema laty do cara Rosji z prośbą o wsparcie i rzeczywiście otrzymał funty szterlingi. Pirożek potwierdził to twierdzenie przed przedstawicielami gminy Kobylan i Łęk, którzy zwrócili się wobec tego do adwokata w Jaśle i w zamian za dobre honorarium otrzymali od niego skierowaną do cara prośbę na piśmie, która została potem nadana w urzędzie pocztowym w Kołaczycach za potwierdzeniem odbioru. W Kobylanach przedstawiciel gminy działał w porozumieniu jedynie z asesorami, w Łękach poszedł on o krok dalej, gdyż tam wysłanie prośby na piśmie do cara zostało z zachowaniem wszelkich form wniesione przed radę gminy, omówione i podniesione do poziomu uchwały”.

Montags-Revue aus Böhmen“ [„Poniedziałkowy Przegląd z Czech”] w poniedziałek, 18 kwietnia 1881 r. uzupełniał ustalone fakty dodając, że gminy Kobylany i Łęki są postrzegane jako „bardziej nieufne, i skłonniejsze od innych gmin tego okręgu do krnąbrności przeciwko rozporządzeniom prawnym oraz bardziej podatne na socjalistyczną propagandę”. Przegląd przyznawał jednak, że „gminy te czuły się skrzywdzone wyrokiem w sprawie serwitutowych roszczeń, które one latami podnosiły przeciw obszarom dworskim i wszystkimi sposobami broniły, nawet przy pomocy adwokackich sztuczek”. Kiedy wszystkie sposoby walki zawiodły, „zarządy gminne pomyślały o zainscenizowaniu pewnego nadzwyczajnego środka”.

Przegląd dodawał, że wszystko trzymano w wielkiej tajemnicy, co miało świadczyć o nielojalności tych gmin i być podstawą do oskarżenia o zdradę stanu. Jednak fakt, iż gminy postanowiły ponaglić cara za pośrednictwem cesarsko-królewskiej ambasady w Petersburgu świadczył paradoksalnie na ich korzyść. „W czasie protokołowanego przesłuchania główni inicjatorzy całego przedsięwzięcia – obaj przedstawiciele gmin wyjaśnili, że nie mieli pojęcia o nielegalności lub też nielojalności ich pisma i zataili je tylko dlatego, aby móc uzyskać tym pewniejszy sukces przedsięwzięcia. Głównym motywem był sukces Pirożka”. Gazeta konkluduje, że właśnie ów sukces Pirożka, który był inspiracją dla władz gmin Łęki i Kobylany, uznano za „okoliczność łagodzącą”.

O wydarzeniu pisały jeszcze „Prager Tagblatt” czy „Morgen Post”. Znamienne, że w ANNO – Austriacka Prasa Historyczna online nie znalazłam artykułów o tym wydarzeniu w wychodzącym po polsku „Kurjerze Lwowskim”. 14 kwietnia ukazała się natomiast sucha informacja w krakowskim konserwatywnym „Czasie”, dwa dni później, 16 kwietnia, szerszy opis. Być może o sprawie pisały też inne gazety, ale w moich poszukiwaniach archiwalnych na nie nie natrafiłam.

Dodać też trzeba, że włodarze Łęk i Kobylan mieli pecha, bo w Rosji akurat były zawirowania na tronie: 13 marca 1881 roku – car Rosji Aleksander II Romanow zginął w wyniku zamachu bombowego, a tron objął jego syn Aleksander III. Nie miał kto chłopom odpowiedzieć.

To nie była afera ruska!

Znamienne jest też to, że pierwsza gazeta już w tytule (Rosyjskie agitacje w Galicji) błędnie oceniła pobudki działania władz Łęk i Kobylan, podkreślając, na jakie to agitacje „narażony jest ruski lud wiejski w Galicji, który w swojej naiwności i braku wykształcenia łatwo daje posłuch pokusom”.

Ten błąd powtórzyły niemal wszystkie gazety. Sprostowano go dopiero 15 kwietnia 1881 roku w „Neue Freie Presse” [„Nowa Wolna Prasa”]  w korespondencji ze Lwowa prostując, że gminy Kobylany i Łęki leżą „w czysto polskim okręgu Galicji Zachodniej (Krosno) i że również zawieszeni odtąd w sprawowaniu ich urzędów przedstawiciel gminy i gminni asesorzy, którzy wnosili u cara o interwencję dla załatwienia zleconego przez szlachtę sporu o serwituty, należą do narodowości polskiej a nie ruskiej”.

Dlaczego nazwano tę aferę tzw. aferą ruską i powiązano z działalnością emisariuszy rosyjskich w Galicji?

Odpowiedzi należy zapewne szukać w ówczesnej sytuacji polityczno-społecznej, zwłaszcza we wschodnich rejonach Galicji, gdzie w tych latach rozwijał się silnie ruch rusofilski i tak zwany panslawizm rosyjski, który głosił zjednoczenie Galicji z Rosją. W skrócie doprowadziło to do tzw. afery Hniliczek, nazwanej tak od nazwy wsi Hniliczki Małe w powiecie zbaraskim, gdzie ponad 120 mieszkańców tej wsi przeszło z wyznania greckokatolickiego na prawosławie. Zainspirował ich do tego działacz polityczny, moskofil, ks. Iwan Naumowycz. Prasa lwowska opisywała tę konwersję jako spisek antypaństwowy przeprowadzony przez moskofilów. Ta konwersja hnilicka zmusiła władze austriackie do zdecydowanej walki z tym ruchem. Ks. Naumowycz z grupą 10 innych moskofilów oskarżeni zostali o zdradę stanu, szpiegostwo i zakłócanie porządku publicznego. Zdaniem historyków zarzuty były przesadzone i prawdopodobnie pod naciskiem dyplomacji rosyjskiej proces zakończył się niskimi wyrokami jedynie za zakłócanie porządku. W konsekwencji tej afery czołowi moskofile zostali przez Wiedeń zmuszeni do emigracji do Rosji, a Watykan zmienił greckokatolickiego metropolitę lwowskiego na propolskiego i prołacińskiego.

Choć do konwersji Hnilickiej doszło pod koniec 1881 roku, a władze Łęk i Kobylan wysłały pismo do cara kilka miesięcy wcześniej, bo już na początku tego roku, to jednak ówczesna sytuacja polityczna w Galicji i aktywność moskofili pomaga zrozumieć, dlaczego bez sprawdzenia dziennikarze w Wiedniu i we Lwowie połączyli te wydarzenia z rosyjskimi emisariuszami.

Na to,  że nieuprawnione było mówienie o aferze ruskiej w kontekście wydarzeń w gminach Łęki i Kobylany zwróciła uwagę gazeta „Neue Freie Presse”, która pięć lat później. 24 kwietnia 1886 w korespondencji ze Lwowa o ruchu ludowym w Galicji przypominał spektakularną manifestację władz gminnych z Łęk i Kobylan z 1881 roku. Zdaniem gazety właśnie to wydarzenie doprowadziło do „szeregu faktów”, które ukazały  „postępowanie galicyjskich wielkich właścicieli ziemskich przeciwko ludności wiejskiej w osobliwym świetle”. A „informacje kobylańskich petentów pokrywają się z całkowicie z doniesieniami, które hrabia Stanisław Tarnowski określił hasłem ‚Porcye’ w swego czasu szeroko dyskutowanym eseju na temat bezprzykładnego wyzysku dobrodusznych chłopów przez polską szlachtę”.

Korespondent polityczny z „Neue Freie Presse” dalej przypominał, że ówczesne polskie gazety milczały na  temat wydarzeń w Łękach i Kobylanach „i tylko z pojedynczych wstydliwych aluzji można było wywnioskować, że wspomniany incydent wywarł na polskich liderach partii w najwyższym stopniu deprymujące wrażenie”.

Gazeta dodała jednak, że tuszowanie tego wydarzenia na nic się zdało, „gdyż od czasu nietypowej manifestacji gmin Kobylany-Łęki, mazurscy chłopi nie robili już więcej tajemnicy ze swojego niezadowolenia względem ich położenia, a nawet znaleźli odwagę, aby ostentacyjnie wystąpić przeciw ich dotychczasowym ‘protektorom” – podaje gazeta. Jej zdaniem nasi przodkowie „doszli do przekonania, że przy wzmagającym się wpływie szlachty również i w najbliższej przyszłości nie ma nadziei na poprawę położenia galicyjskiej ludności wiejskiej”.

Autor powyższej korespondencji najwyraźniej sugeruje, że determinacja, z jaką walczyły władze gminne z Łęk i Kobylan o swoje prawa, wpisuje się w historię kształtowania się ruchu chłopskiego w Galicji Zachodniej, a ów incydent z rosyjskim carem – w genezę ruchu ludowego w Polsce.

Jak podaje gazeta to po tym incydencie ruch ten rozprzestrzenił się w 1885 roku na okręgi Tarnów, Grybów i Pilzno. Sytuacja stawała się dramatyczna, kiedy na dodatek „mieszkańcy licznych miejscowości w okolicy Pilzna uzbroili się nawet w pałki i kosy, bo uwierzyli w plotkę, że szlachta przygotowuje się do odwetu za rabację z 1846 roku”. Gazeta przyznaje, że chłopi byli podejrzliwi na skutek trudnych doświadczeń, natomiast stronnictwa i partie narodowe były zaskoczone rozwojem sytuacji, „mimo, że już we wcześniejszych latach zwracano ich uwagę na pewien ruch pośród Mazurów”.

Autor analizy podkreśla, że złe stosunki pomiędzy chłopami a polskimi dziedzicami były znane i przypomina, że przedstawił je w listopadzie 1876 roku w czasie posiedzenia izby poselskiej między innymi hrabia Stanisław Mieroszowski. Ale „przywódcy Polaków udawali, jakoby zajścia w zachodniej Galicji były dla nich całkowicie niewytłumaczalne. Polskie dzienniki oddały się filozoficznym rozważaniom na temat specyfiki galicyjskiego chłopa i w czasie gdy „Gazeta Lwowska”, która wszędzie w każdym czasie zwietrza moskiewskie knowania, próbowała uczynić rosyjskich emisariuszy odpowiedzialnymi za niepokój polskich chłopów, krakowski „Czas” zapewniał, że w czasie ostatnich zgromadzeń chłopskich dało się rozpoznać nastrój prawdziwie wrogi wobec Rosjan. Zwyczajne protesty pokazały, że twierdzenie, iż obcy emisariusze maczali tutaj swoje palce, jest fałszywe.

Korespondent gazety zdaje sobie sprawę z tego, że „taki rezultat śledztwa oczywiście nie był zadowalający, ponieważ w tym wypadku koniecznie chciano mieć innego kozła ofiarnego, po tym jak tylko kilku chłopom, którzy zachowywali się nazbyt przemądrzale, została nałożona kilkudniowa kara aresztu”.

Gazeta analizując ówczesną scenę polityczną w Galicji (1886 rok) zauważa, że oto tworzy się oddolny ruch społeczny, który jest tak przez prasę, jak i władze lekceważony. „Polskie gazety publikują każdego dnia sprawozdania z postępu ruchu [chłopskiego] – raporty, które znowu mają na celu rozprzestrzenianie najbardziej nieprawidłowych wersji przyczyny niepokojów chłopskich” – pisała gazeta dodając, że „teraz pod adresem prawej strony wystosuje się upomnienie, aby w obliczu nagromadzenia materiałów zapalnych unikać wszystkiego co może wywołać niepotrzebne erupcje”.

Jednak chłopskiej determinacji w walce o swoje prawa drogą rozwiązań politycznych nie sposób było już zatrzymać. W 1889 roku, powstały w Galicji pierwsze chłopskie komitety wyborcze, dzięki czemu wybrano po raz pierwszy czterech posłów chłopskich, a w 1895 powstało Stronnictwo Ludowe.

Łęki i Kobylany kolebką ruchu ludowego?

To teza zapewne zbyt śmiała, ale na pewno wyjaśnia, dlaczego ruch ludowy w Łękach i okolicznych miejscowościach był tak silny. Dlaczego w tych latach kilkakrotnie odwiedzał Łęki działacz społeczny i ludowy ks. Stanisław Stojałowski, co przetrwało w przekazach rodzinnych łęczan. I wreszcie dlaczego takie silne poparcie miał tu inny działacz społeczny i polityk ludowy Jan Stapiński.

Łęczanie od początku aktywnie uczestniczyli w budowaniu zbiorowej świadomości społecznej poprzez organizowanie się w partie chłopskie. A dzięki odszukanym dokumentom możemy teraz powiedzieć, że ten oddolny ruch społeczno-polityczny w sposób spektakularny zainicjowali. Doprowadzili do politycznego międzynarodowego skandalu, który zwrócił uwagę na sytuację społeczną polskiej wsi.

Rzecz jasna nie obyło się bez dosadnych komentarzy. 16 kwietnia 1881 roku o sprawie napisał konserwatywny krakowski „Czas”. Gazeta, która reprezentowała interesy galicyjskiej arystokracji i ziemiaństwa, krytykowała m.in. uwłaszczenie chłopów,  nazwała postępowanie łęckich i kobylańskich chłopów „dzikim” i „idiotycznym”. Podawała, że Tomasz Pirożek z Dukli był żebrakiem, (choć gazety austriackie pisały, że był ślusarzem), a żebrakowi wolno prosić o wsparcie „dziś rosyjskiego cara, jutro królowę angielską, a pojutrze beja Tunisu, a co innego petycja urzędów gminnych o interwencję Cara w sprawie załatwionej i osądzonej przez instancje krajowe” – pisał zgorszony autor artykułu. Sprzeczności interesów między dworem a gromadą nazwał wytworem propagandy i doszukiwał się w tym wydarzeniu rosyjskich spisków politycznych.

Tymczasem dokumenty z tamtych czasów udowadniają, że sprawa nie była zakończona, a chłopi przestali wierzyć rządowym instytucjom. Poza dokumentami potwierdzają to też kolejne artykuły w  czasopismach: było to apogeum beznadziejnej, wieloletniej walki nie tylko o klocki i patyki z lasu, czy o poprawę bytu materialnego, ale także o obywatelskość, o miejsce chłopów w demokratycznym kraju.

„Przewodnik Społeczny”, który ukazywał się w latach 1886-1887 tak ocenił to wydarzenie: „Parę lat temu w całej prasie galicyjsko-polskiej wielką konsternację wywołała wieść, że dwie gminy mazurskie, Łęki i Kobylany, podały petycję do cara moskiewskiego prosząc, by im dopomógł przeciw tym ‘naturalnym przywódcom’; /…/ A jakież mogą być inne źródła /…/ jeżeli nie bieda ekonomiczna i brak oświaty, brak poczucia narodowego? /…/ Doszliśmy tutaj do punktu, zdaniem naszym, najbardziej bolesnego w historii rozwoju galicyjsko-polskiego społeczeństwa”. (Cytuję z : Przegląd Społeczny 1886-1887,Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Jadwiga Czachowska, Wrocław: Zakł. Nar. im. Ossolińskich, 1955/

Przypomnijmy, że „Przewodnik Społeczny” był wydawany we Lwowie przez małżeństwo Wysłouchów i choć nie przetrwał długo, to – jak podkreśla Łukasz Szymański w tekście Powstanie i rozwój ruchu ludowego w Galicji na przełomie XIX i XX wieku – „wywarł znaczny wpływ na rozwój polskiej myśli politycznej. Z redakcji :Przewodnika Społecznego” wyszli ludzie, którzy dążąc do unarodowienia socjalizmu stworzyli grunt pod ideologię ruchu chłopskiego”. Sam Bolesław Wysłouch w 1889 roku założył pismo „Przyjaciel Ludu”, „przez co stał się ideowym twórcą nowoczesnego ruch ludowego na ziemiach polskich, choć organizacja chłopskiego ruchu politycznego przypadła zdolnemu agitatorowi i trybunowi ludowemu, Janowi Stapińskiemu”.

Także gazeta wychodząca na Bukowinie, po kilku latach od wydarzenia napisała, że ten incydent „był bodźcem do „rozlania się ruchu ludowego na całą Galicję”. („Bukowinaer Rundschau”, 18 April 1895)

Dr hab. Tomasz Kargol z Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego podkreśla, że spory o serwituty były jednym z kluczowych zagadnień społeczno-ekonomicznych w Galicji. „Wraz z innymi czynnikami wpłynęły na kształtowanie się chłopskiej świadomości społecznej, a potem politycznej, która zaowocowała powstaniem odrębnej formacji politycznej” – mówi dr hab. Tomasz Kargol, którego zainteresowania badawcze obejmują m.in. ruch ludowy.

Nasi przodkowie zdecydowali się na petycję do cara, bo od 40 lat bezskutecznie walczyli o utracone prawa korzystania z dworskiego lasu, z którego pozyskiwali drzewo na opał, na budynki i na gospodarskie sprzęty. W tej walce o zaspokojenie fundamentalnych potrzeb, takich jak ciepło, mieszkanie i pracę, mieli poczucie, że nie są traktowani przez władze poważnie, że ich prawa nie są istotne, że dziedzic zawsze wygrywa, bo wszelkie komisje mu sprzyjają. Czuli, że doszli do ściany.

Tę trudną walkę naszych przodków będziemy mogli w przyszłości skrupulatnie odtworzyć na podstawie kolejnych nieznanych dotąd dokumentów. Dotarł do nich dr Joachim Popek, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego, który od kilku lat bada problem serwitutów na galicyjskiej wsi w ramach projektu badawczego pt. „Konflikty o serwituty w Galicji w drugiej połowie XIX wieku. Proces wykupu i regulacji służebności na terenie Galicji Środkowej”. Projekt jest finansowany z Narodowego Centrum Nauki i realizowany na Uniwersytecie Warszawskim. Wyniki swoich badań prezentuje na stronie: http://www.serwituty-easements.eu/

Dr Joachim Popek podczas badań natrafił na dokumenty z XIX wieku, których do tej pory w archiwum nikt nie otwierał, a więc nikt nie czytał.  To tylko poświadcza, jak wiele pracy jest przed historykami, ile dokumentów jest jeszcze do odkrycia. Wśród odnalezionych przez niego dokumentów, w tym dotyczących Łęk i Kobylan, są głównie rękopisy, z których najcenniejsze pochodzą z Centralnego Państwowego Archiwum Historycznego Ukrainy we Lwowie. Niezwykle bogaty zasób znajdujący się w zespole C.K. Namiestnictwo Galicyjskie składa się z rękopiśmiennych protokołów, przesłuchań świadków, inwentarzy majątkowych, spisów ludności, map i wiele innych cennych źródeł. Zachowały się protokoły, skargi pisane przez obie strony własnoręcznie, protesty, petycje, zażalenia, odwołania do władz lokalnych, centralnych, specjalnych komisji, dworu wiedeńskiego i samego cesarza. Sprawiedliwości próbowano szukać też w sądach. A w przypadku Kobylan i Łęk sięgnięto do tak radykalnego środka, jak petycja do monarchy obcego państwa.

Dzięki uprzejmości dra Joachima Popka możemy zacytować fragment jednego z protokołów z 1868 roku – pisownia oryginalna:

Protokół. Któren Zwierzchność Gminy Kobylany na dniu 20 Października 1868 przedsięwzięła przez podpisanych Obecnych. Wstęp. Sprawa gminy Kobylany połączona z częścią gminy Łęki o służebności lasowe dopominające się praw swych poboru drzewa na opał, drzewa budowlanego i sprzętowego z lasu państwa  Kobylany dworowi przynależącego, w obrębie gminy Kobylany położonego, a w metryce gruntowej /Urbanium/ z roku 1820 pod l. top. 357 stary/384 nowy również i w nowym Katastralnym pomiarze pod l. parceli 1469 i 1473 w rozmiarze swej przestrzeni 529 morgów 690 sążni zapisanego toczy się od początku 1859 a zatem całe lat 10. Przez ten przeciąg czasu kilkakrotnie wzywani zostali pełnomocnicy gminy, aby prawo to im przysługujące bronili i udowodnili…

Czterostronicowy protokół pisany maczkiem podpisali przedstawiciele obu gmin i opatrzyli pieczęciami:

Dr Joachim Popek dodatkowo wyjaśnia, że sprawa walki o serwituty nie dotyczy całych Łęk, ale tej części, której mieszkańcy podlegali administracyjnie pod dwór w Kobylanach, Dlatego niemal we wszystkich dokumentach dotyczących tego sporu ta część Łęk nazywana jest Łękami Kobylańskimi. W odróżnieniu od drugiej części – Łęk Sulistrowskich, której dziedzic mieszkał w Sulistrowej i gdzie spór o serwituty miał zupełnie inny przebieg. Z dokumentów wynika jednak, że wójt i Rada Gminna była wybierana dla całej miejscowości. Z dokumentów wynika również, że za pokrzywdzonymi mieszkańcami ujęli się także świadkowie z Łęk Sulistrowskich, którzy swoimi zeznaniami wspierali współziomków.

W osobnym artykule napisanym specjalnie na stronę Koła Miłośników Łęk Dukielskich (www.lekidukielskiedukla.pl) dr Joachim Popek wyjaśni, o co konkretnie walczyli nasi przodkowie i z jaką determinacją tę walkę prowadzili. Powiemy także, gdzie konkretnie znajduje się las, o który walczyli nasi przodkowie.

* Poniżej publikuję skany niektórych artykułów i fragmenty tłumaczenia. Zapisy archiwalne z języka niemieckiego przetłumaczyli: ks. Łukasz Nowak MS i Adam Czartoryski; Pani Agnieszce Biskupik i pani Zycie Ignatowicz z Kancelarii Sejmu RP i Biblioteki Sejmowej pięknie dziękuję za przesłanie skanów artykułu z „Przeglądu społecznego 1886-1887”. Za wsparcie merytoryczne podziękowania niech przyjmą panowie: dr Joachim Popek, dr hab. Tomasz Kargol, dr Wojciech Pasterkiewicz, Maciej Zborowski, Tomasz Węgrzyn, Marek Widurek.

Haga – Kraków – Łęki Dukielskie                                    JOLANTA VAN GRIEKEN-BARYLANKA

Tekst udostępniam na tej stronie pro publico bono z miłości do Łęk i do historii. Jednak jego wykorzystanie w jakiejkolwiek formie wymaga mojej zgody.                                                                                         © 2019 Jolanta van Grieken-Barylanka. All rights reserved

„Wiener Allgemeine Zeitung” [„Wiedeńska Gazeta Ogólna”] środa, 13 kwietnia 1881 r.

„Das Vaterland” [„Ojczyzna”] 14 kwietnia 1881 r.

Montags-Revue aus Böhmen“ [„Poniedziałkowy Przegląd z Czech”]  18 kwietnia 1881 r.

„Neue Freie Presse” [„Nowa Wolna Prasa”] 15 kwietnia 1881 r.

ANNO – Austriacka Prasa Historyczna online (cyfrowa czytelnia austriackiej Biblioteki Narodwej (ANNO Historische Osterreichische Zeitungen und Zeitschreiften – Österreichischen Nationalbibliothek – https://www.onb.ac.at/)

***

Małopolska Biblioteka Cyfrowa http://mbc.malopolska.pl/publication/20747

©JvGB     

 

 

Wspomnienie Krosna i Łęk Dukielskich

Lech Grodzicki

Wspomnienie Krosna i Łęk Dukielskich

Jest wrzesień 1939 roku, do Poznania wkraczają Niemcy, tworzą, lub raczej mają gotowe listy proskrypcyjne osób przewidzianych do wysiedlenia i wytępienia. Na listach są profesorowie i studenci, są też ludzie napływowi, ci z Kongresówki, bo narazili się tym, którzy musieli opuścić poznański Heimat po Wojnie Światowej. Czytaj dalej

Mamy potwierdzenie: Andrzej Czaja pochodził z Łęk!

Mamy ustalenia genealogiczne dotyczące rodziny Andrzeja Czai, o którym pisaliśmy na tej stronie kilka dni temu. Jak zwykle w takich przypadkach niezawodny jest pan Paweł Kołacz z Torunia, historyk archiwista, który niemal od dziecka tworzy drzewo genealogiczne rodzin z Łęk, skąd pochodzą jego rodzice. Pan Paweł współpracuje z nami w ramach Koła Miłośników Historii Łęk Dukielskich. Oto co ustalił (publikujemy fragment jego tekstu):

Czytaj dalej

Nasza strona inspiruje dziennikarzy!

Okazuje się, że niedawno opublikowany przez nas tekst pani Sławomiry Tomaszewskiej „Tajemnica mojej prababci Agaty” zainspirował dziennikarkę „Chwili dla Ciebie” Martę Osińską. W numerze 15 z 9 kwietnia br. możemy przeczytać tę samą historię pod prawie niezmienionym tytułem. Cieszymy się, że inspirujemy innych, szkoda tylko, że gazeta nie podała źródła, z którego niewątpliwie korzystała, zanim porozmawiała z panią Sławomirą.

Poniżej zdjęcia artykułu w „Chwili dla Ciebie”:        RYC033 Czytaj dalej

Łęczanie: Jan Randýsek

Łęczanie i ich potomkowie na świecie. Dokąd zaszli, dlaczego zaszli tak daleko i co teraz robią? Nam opowiedzieli o swoich losach, wyborach i pasjach.

Jan Randýsek

Gdyby historia miłości jego rodziców, Czeszki i Polaka, potoczyła się inaczej, być może dzisiaj Jan Randýsek mieszkałby w Łękach, a nie w czeskim miasteczku Brumov–Bylnice koło Zlina. Los jednak chciał inaczej. Po wojnie Jašo nie ustawał w poszukiwaniu rodziny w Polsce. Odnalazł ją, gdy był już po czterdziestce. Nikt nie miał wątpliwości: – To wykapany tato – powiedziała na powitanie siostra jego ojca.

Jan Randysek portret

Czytaj dalej

Obyvatelé Łęk: Jan Randýsek – česká verze (wersja czeska)

Obyvatelé Łęk a jejich potomci ve světě. Kam došli, proč odešli tak daleko a co teď dělají? Povyprávěli nám o svých osudech, volbách a vášních.

Jan Randýsek

Kdyby se příběh lásky jeho rodičů, Češky a Poláka, odehrál trochu jinak, možná by dnes Jan Randýsek bydlel v polské vesničce Łęki Dukielskie a ne v Brumově-Bylnicích poblíž Zlína. Osud tomu ale chtěl jinak. Po vojně Honza nepřestával pátrat po své polské rodině. Našel ji, až když mu bylo přes čtyřicet. Nikdo neměl pochybnosti – To je celý taťka – řekla na přivítanou setra jeho otce.

Jan Randysek portret

Czytaj dalej

Cechurek

Wspomnienia o moim wujku Czesławie Zborowskim (1914-1943)

spisane na podstawie dokumentów i rozmów z rodziną.

Gdyby żył w lipcu 2014 roku skończyłby 100 lat. Ale nie udało się mu dożyć nawet trzydziestu. Jego tragiczne losy były jeszcze do niedawna nieznane. Poza tym, że z Armią Andersa dotarł z Rosji do Iraku i tu w 1943 roku zmarł na malarię, rodzina nic więcej nie wiedziała. Splot okoliczności sprawił, że po ponad 70 latach jego najmłodsza siostra, a moja mama, mogła odebrać z Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie rzeczy brata: skórzany portfel, zaświadczenia, listy, fotografie i notes z osobistymi zapiskami. – Przypomina to trochę otwieranie kapsuły czasu. To cud, że to tyle przetrwało. I pomyśleć, że ostatnią osobą, która miała to w ręku, był Pani wujek… wzruszenia same cisną się na serce – napisał do mnie pan Wojciech Pasterkiewicz, archeolog. Dzięki temu, że sam próbuje odtworzyć historię swojej rodziny, że aktywnie włączył się w prace Koła Miłośników Historii Łęk Dukielskich, w których mieszka, trafiłam na dokumenty po wujku. Odpowiedzi na pytania pana Wojtka o naftowcach wywiezionych z Borysławia, pozwoliły mi nieoczekiwanie odtworzyć losy mojego wujka, Czesława Zborowskiego.

Zapraszam do lektury!

Jolanta van Grieken-Barylanka

Czytaj dalej

Wspomnienia Pana Mariana Piotrowskiego

Wspomnienia pana Mariana Piotrowskiego z Łęk Dukielskich, łącznika Armii Krajowej, odznaczonego krzyżem Armii Krajowej, w 2004 r. awansowanego na stopień podporucznika Wojska Polskiego.

Pan Marian Piotrowski urodził się 18 lutego 1929 r. w Wietrznie. Jego rodzice, Jan i Bronisława, oprócz niego, mieli jeszcze trójkę dzieci – Helenę (ur. w 1925 r. – po mężu Śliwińska, już nie żyje), Stefana (ur. 1931 r., nie żyje) i Edwarda (ur. w 1940 r.).

Podczas okupacji niemieckiej rodzina Piotrowskich mieszkała we własnym drewnianym budynku, prowadzili niewielkie gospodarstwo rolne w Wietrznie, w części noszącej przydomek Wola.

Od samego początku okupacji wielu mieszkańców tej miejscowości było mocno zaangażowanych w działalność konspiracyjną. Wspomnieć tu choćby należy księdza kościoła rzymsko-katolickiego Tadeusza Witkosia, który już pod koniec 1939 r. współorganizował trasy kurierskie na Węgry. Czytaj dalej