Wspomnienie Krosna i Łęk Dukielskich

Lech Grodzicki

Wspomnienie Krosna i Łęk Dukielskich

Jest wrzesień 1939 roku, do Poznania wkraczają Niemcy, tworzą, lub raczej mają gotowe listy proskrypcyjne osób przewidzianych do wysiedlenia i wytępienia. Na listach są profesorowie i studenci, są też ludzie napływowi, ci z Kongresówki, bo narazili się tym, którzy musieli opuścić poznański Heimat po Wojnie Światowej.

Tadeusz Grodzicki, student Uniwersytetu Poznańskiego, jest zagrożony. Zosia i Tadeusz postanawiają razem uciec na Węgry. Dziadków, rodziców Tadzia, Niemcy brutalnie wyrzucają z własnego domu, wysiedlają do Łodzi, skąd przybyli 20 lat wcześniej.

Zima tego roku była surowa, co raz trudniej przedrzeć się na Słowację. Być może wtedy moi rodzice dotarli do Łęk Dukielskich i poznali proboszcza tamtejszej Parafii Polskokatolickiej?

Tadeusz i Zofia zatrzymują się w Krośnie, dla zatarcia śladów występują pod nazwiskiem Pawłowski. Tato znajduje pracę nocnego portiera – telefonisty w Fabryce Przemysłu Lniarskiego „Lniance” Grohmana, przejętej przez Niemców i zarządzanej przez Treuhaender’a. Mama pracuje w hucie szkła. Zamieszkują kątem na poddaszu u państwa Gilów przy ulicy Bursaki. Tam się urodziłem na początku czerwca 1941 roku.

Krosno opuściliśmy chyba w marcu 1945 roku, miałem więc wtedy niespełna cztery lata. Przez wiele lat wracały obrazy z wczesnego dzieciństwa. Czy były inspirowane opowieściami rodziców, czy nielicznymi fotografiami, czy też rzeczywiście utrwalonymi w pamięci wydarzeniami, teraz trudno powiedzieć. Wyryte w pamięci są z pewnością szlaki spacerów po mieście, co sprawdziłem w czasie pierwszej po wojnie wycieczki do krainy dzieciństwa.

Było lato 1963 roku. Wybraliśmy się z moją dziewczyną autostopem przez Góry Świętokrzyskie, Opatów i Sandomierz do Krosna. Rynek miasta nie wzbudził pozornie żadnych skojarzeń. Jednak gdy rozejrzałem się dokoła, pewnym krokiem poprowadziłem moją Zosię do domu mojego dzieciństwa przy ulicy Bursaki. Dom taki, jak dawniej, Gilowie przyjęli nas miło. Na poddaszu, gdzie mieszkaliśmy podczas wojny, „meble” zrobione przez tatę ze skrzynek – opakowań zniknęły bez śladu. Opodal stadion, na którym zbytnio zbliżyłem się kiedyś do bociana (ślad jego dzioba pozostał jako dołek w okolicy oka do dzisiaj). Wisłok wartki, jednak nie zachęcający, jak niegdyś, do kąpieli. Prządki, Odrzykoń, mniejsze niż dawniej.

Nie dotarliśmy wtedy do Dukli i Łęk Dukielskich, które łączą się z żywym przez wiele lat wspomnieniem wojny. Udało się nam to dopiero w 2014 roku.

Dziś wydaje się mało prawdopodobne, aby trzy i półletnie dziecko zapamiętało coś na zawsze, ale w mojej świadomości latami kołatały się wojenne obrazy, nocne koszmary z Łęk Dukielskich. Jakieś płonące w oddali stojące rzędem domostwa widziane z okien kuchni podczas przerwy w kanonadzie. Trzask szyby w kuchni, rozżarzony kawał żelastwa leżący na podłodze, który Tato wyrzuca przez okno.

Ukrywamy się w zalanej wodą piwniczce, do której schodzimy po walizkach (?) ułożonych w schodki, razem z księdzem i jego żoną. Moje białe łóżeczko stojące na cegłach, zejście do piwniczki osłonięte wiszącymi płaszczami (jesionkę Taty z dobrej bielskiej wełny, której rękaw na wysokości ramienia przestrzelił wtedy odłamek, po przenicowaniu nosiłem jeszcze jako student). Nagła cisza, podczas której Tato wyskakuje do opuszczonych okopów, aby zebrać broń (?). To znów na zewnątrz głosy w obcych językach.

Rodzice niechętnie wracali do tych czasów. Ze strzępów ich rozmów wiedziałem, że Niemcy, spodziewając się ofensywy rosyjskiej w kierunku Krakowa, wysiedlili część ludności cywilnej z Krosna w góry, nam trafiły się Łęki Dukielskie, plebania Kościoła polskokatolickiego, dom położony osobno, na wzgórzu.

Teraz wiem, że musiał to być wrzesień 1944 roku. I że Rosjanie, zamiast nieco później na Kraków, niespodziewanie ruszyli przez Przełęcz Dukielską na Słowację, gdzie wybuchło powstanie. Łęki Dukielskie, „nasza” plebania, znalazły się w środku pola bitwy.

Lektura opisów batalii pozwala na dokładniejsze datowanie tych zdarzeń. Wysiedlono nas z Krosna prawdopodobnie w sierpniu w związku z umacnianiem obrony Krosna na linii Wisłoka. Płonąca w oddali wieś, z dziecinnych koszmarów, to może jeszcze Łęki, a może Pałacówka.

Rozmowa z Księdzem Proboszczem Romanem Jagiełło z kwietnia 2014, który życzliwie nas przyjął (i nagrał moje wypowiedziane na gorąco wspomnienie) uzupełnia wiedzę.

Prawdopodobna wydaje się koncepcja Księdza Jagiełły, że rodzice na przełomie 1939/1940 roku zamierzając udać się na Węgry trafili do Parafii po raz pierwszy, i że pewnie dlatego znając życzliwość ówczesnego proboszcza, wrócili tu w roku 1944.

***

Notka biograficzna autora wspomnień:

Lech Grodzicki jest inżynierem po Politechnice Poznańskiej i Warszawskiej. Urodził się w Krośnie w 1941 roku. W 1945 rodzina przeniosła się do Połczyna Zdroju. Powojenne peregrynacje rodziców spowodowały, że uczęszczał do 5 szkół podstawowych i 3 liceów. Matura w III. LO w Poznaniu w 1958. Dyplom Politechniki Poznańskiej  w 1964 roku w zakresie inżynierii sanitarnej; studium podyplomowe w Politechnice Warszawskiej 1971-1972. Pracował w przemyśle, gospodarce komunalnej, projektant wodociągów i kanalizacji, w tym 2 lata w Algierii. Do 1998 zarządca dużych projektów inwestycyjnych poznańskich uczelni wyższych, następnie Project-manager inwestycji prywatnych inwestorów (w tym zagranicznych), obecnie współwłaściciel firmy doradztwa inwestycyjnego. Inżynier-doradca, członek FIDIC przez polskie Stowarzyszenie Inżynierów Doradców i Rzeczoznawców. Żonaty od 1964 z koleżanką ze studiów Zofią z d. Golędzinowską, wilnianką, ma dwóch synów: Krzysztof urzędnik służby cywilnej w Warszawie i Tytus ekonomista współwłaściciel firmy doradztwa inwestycyjnego.

Lech Grodzicki jest również genealogiem, członkiem poznańskiego Towarzystwa Genealogiczno-Heraldycznego. – Opublikowałem kilka artykułów w roczniku GENS naszego Towarzystwa. Teraz oddałem do druku artykuł o lwowskiej rodzinie Wrześniowskich. Z tej rodziny Franciszek Wrześniowski, zm. w 1938 w Krośnie, był przed śmiercią kierownikiem biura firmy Kopalnia Nafty Ewa Turaszówka, mieszkał przy ulicy Lwowskiej.  Z tej rodziny również Tadeusz Wrześniowski, starosta w Sanoku, galicyjski poseł na sejm przed Pierwszą Wojną Światową. Artykuł ukaże się pewnie jesienią  – mówi autor wspomnień z czasów wojny. 

img123                                 Lech Grodzicki. Krosno 1944. Na poddaszu u pp. Gilów

Krosno 1944. Nad Wisłokiem.                                       Krosno 1944. Na poddaszu u pp. Gilów

!cid_305BC8D2-F5B5-43DE-A163-6EC4E1847471@home                            Okolice Krosna 1944. Z rodzicami i dziadkiem Ignasiem.

foto 4

Krosno 1942. Leszek z rodzicami.

foto 5

Poznań 2014. 50 rocznica ślubu Zofii i Lecha Grodzickich.

Zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego Lecha Grodzickiego. red.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *