Mateusz „Randy” Łajdanowicz i jego wystawa  „sTworzenie”

Mroczne piękno 

Jego rysunki oglądać by przez lupę, studiować godzinami, aby widzieć każdy szczegół, bo każdy szczegół ma swoją moc, a w połączeniu tworzą głębię własnych interpretacji, przeżyć, przemyśleń. Być może wojna w Ukrainie wzmocniła u mnie ten przekaz strachów, sennych koszmarów, śmierci, przemijania. Ale także poprzez to mroczne piękno z tym przekazem oswoiła i pozwoliła przeżyć duchową ucztę na pograniczu innego, jakże inspirującego świata. Interesujące prace pochodzącego z Łęk Dukielskich młodego, zdolnego artysty Mateusza „Randy” Łajdanowicza, można zobaczyć do końca listopada br. (2022) w Saloniku Artystycznym Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej w Krośnie. Wystawa zatytułowana „sTworzenie” zorganizowana została przez krośnieńską „Fundację dla Sztuki” – wspierającą młode talenty i działającą na rzecz dzieci i młodzieży uzdolnionych plastycznie. Wernisaż odbył się 12 października 2022 roku.  

Mnie udało się namówić Artystę na rozmowę o sztuce, inspiracjach i dzieciństwie spędzonym w Łękach Dukielskich.  

Fotografia z wernisażu ze strony Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej https://kbp.krosno.pl/aktualnosc-1103-stworzenie_wystawa_prac_mateusza_randy.html 

Jolanta van Grieken: Na samym wernisażu Pana prac, który 12 października 2022 roku zgromadził przyjaciół i wielbicieli sztuki, nie mogłam się pojawić, ale tydzień później wybrałam się specjalnie na Pana wystawę. Oglądnęłam ją wspólnie z moją serdeczną przyjaciółką, Teresą Leśniak, długoletnią dyrektorką Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej, dzisiaj już na emeryturze, która tworzyła ten Salonik Artystyczny. To bardzo prestiżowe miejsce na mapie Krosna. Dzisiaj gości Pana prace. Gratuluję. 

Fotografia z wernisażu ze strony Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej https://kbp.krosno.pl/aktualnosc-1103-stworzenie_wystawa_prac_mateusza_randy.html 

Fotografia z wernisażu ze strony Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej https://kbp.krosno.pl/aktualnosc-1103-stworzenie_wystawa_prac_mateusza_randy.html 

Fot. Małgorzata Krężałek-Zborowska

Fot. Małgorzata Krężałek-Zborowska

Wpisałyśmy się do księgi, ja podziękowałam za duchową ucztę, a potem przy kawie dyskutowałyśmy jeszcze o Pana twórczości. Jestem zauroczona Pana pracami. Porozmawiajmy więc bardziej szczegółowo o tych obrazach. Pokazał Pan 12 obrazów i jeden plakat.

Mateusz „Randy” Łajdanowicz: Miło mi to słyszeć. Ale może Pani mówić do mnie po imieniu, dziwnie się czuję, gdy ktoś mówi mi przez Pan. Która praca najbardziej się Pani podobała? 

JvG: Wszystkie. Naprawdę. Świetny jest Bazyliszek, bo tak śliski w swojej formie, że aż człowiek drży. A te szczegóły podpowiadają, że może być wszędzie wokół nas.

Fot. Małgorzata Krężałek-Zborowska

Wstrząsające są Norny, które tkają nasz los. Chociaż obraz jest tak ponury i mroczny, to te złote nici za nimi dodają trochę otuchy. Pracowite ręce i ułożone w geście zapraszającym też odbieram pozytywnie. Takie jest nasze życie. A w nim i złe i dobre chwile.

Fot. Małgorzata Krężałek-Zborowska

Gejsza jest też wymowna, tyle rąk wychodzących z jej ciała odbieram jako ukłon dla jej pracowitości i znaczenia w kulturze, w której przyszło jej żyć.

Fot. Małgorzata Krężałek-Zborowska

Oczywiście te tytuły pomagają zrozumieć przekaz. Z katalogu wyczytałam, że interesują Cię mitologie japońska, nordycka, rzadziej słowiańska. Ale bardzo mnie ciekawi, kim i czym konkretnie się inspirujesz w swojej twórczości?

MRŁ: Z książek głównie jest to fantastyka, choć raz na jakiś czas przeczytam jakiś ciekawy kryminał lub książkę naukową. Czytuję komiksy, mangi (japoński komiks), oglądam różnego rodzaju filmy oraz animacje. Podglądam swoich ulubionych artystów. Podam Pani kilku z nazwiska a kilku z pseudonimu/nicku. Piotr i Romek Bemben, Zdzisław Beksiński, Kim Jung Gi, południowokoreański artysta grafik, rysownik komiksów, Niko Nerdo – tatuażysta, Lagonzart, Alan Daniel, Mżawka Tattoo, Marcelina Smokowska, Flesher Tattooer, basileus.tattoos, Tessa.von, Joe Fenton, Peter Mohrbacher, vl.nov, Rob Borbas. To są głównie tatuażyści i rysownicy oczywiście jest ich wiele, wiele więcej. 

JvG: Nie będę ukrywała, że znam tych artystów, bo ich nie znam, poza Beksińskim, ale dzięki Tobie nadrobiłam zaległości i muszę przyznać, że łączy Was jedno: mroczne piękno, które fascynuje i trochę straszy. Dajecie pole do szerokiej interpretacji dzieła. Powtórzę jeszcze raz: mnie osobiście Twoje prace urzekły. To dzięki Tobie zobaczyłam więcej w tym niespokojnym świecie. Ale sam o swojej sztuce mówisz, że nie jest dla wszystkich.

MRŁ: Dla mnie te obrazy nie są ani kontrowersyjne, ani straszne. Ale to prawda, moje prace nie są dla każdego. Moim zdaniem wiele prac różnych artystów jest nadinterpretowana, ludzie widzą czasami więcej niż artysta chciał przekazać. Bardzo mi miło słyszeć takie rzeczy. W szczególności, jeśli wcześniej słyszało się od starszego pokolenia: „Dlaczego rysujesz takie szatany”.

JvG: No właśnie, dlaczego? Jakie jest Twoje przesłanie, jeśli możesz mi to zdradzić? Jaka jest Twoja myśl unieruchomiona w kresce?

MRŁ: Moim zdaniem odpowiedź jest banalnie prosta, taka tematyka jest mi najbliższa. Hm… Przesłanie… długi czas tworzyłem do “szuflady” i nie zastanawiałem się, co ktoś o tym może pomyśleć. Sądzę że przez moje obrazy/ilustracje chcę pokazać ludziom inne spojrzenie na sztukę. Wiele osób, jeśli mówi o malowaniu/rysowaniu,  ma na myśli martwą naturę, pejzaże, portrety; ja natomiast ukazuje to samo tylko w zmienionej wersji (dosłownie martwa natura i jej fantastyczna wersja). Myślę że nie można zamykać się w szablonie klasycznego postrzegania sztuki wizualnej.

JvG: Twoje prace bez tytułu dają większe pole do interpretacji. Z tych niepodpisanych podoba się mi obraz z kotem, to praca, która jest na pierwszej stronie katalogu, a na wystawie pokazana jest w całości.

Fotografia pracy z archiwum Artysty

MRŁ: Akurat ta praca nie jest inspirowana żadną ze znanych mi mitologii, powiedziałbym po prostu, że to kot w szacie mnicha (z małymi różkami).

JvG: Łał, kot w szacie mnicha? Obrazoburcze trochę.

MRŁ: Jak już mówiłem i Pani też zauważyła, moje prace nie każdemu będą się podobać i nie będą powszechnie akceptowalne. Kolejną sprawą jest to, że gdybym nie powiedział, że to jest kot ubrany w szaty mnicha czy byłoby to widoczne?

JvG: Tak byłoby widoczne. Ja zobaczyłam rozmodlonego kota. Nie akurat mnicha, ale na pewno duchownego. Różki też widać.

MRŁ: W polskich kabaretach strój sakralny jest bardziej szargany niż w pracach artystów. 

JvG: Uważam, że nie ma sztuki obrazoburczej. Jeśli ktoś tak odczytuje, to powinien się zastanowić nad samym sobą.

MRŁ: Właśnie to jest kolejna kwestia, ja staram się nie obrażać niczyich uczuć religijnych. Choć w głowie miewałem „cięższe”, kolokwialnie ujmując, pomysły. A jak to zostanie odebrane, to już indywidualna sprawa i doskonale sobie zdaję z tego sprawę. To „ryzyko zawodowe”.

JvG: Uważam, że swoją twórczością udaje Ci się wstrząsnąć ludźmi. Tak było w moim przypadku. Ale wiem z rozmów, że ludzie oglądają Twoje prace i mówią: patrzę na te obrazy i aż mnie ciarki przeszły. Takie upiory, no ale są ludzie, którym się to podoba. Zatem dla kogo adresujesz swoją twórczość? 

MRŁ: Sztuka jest dla wszystkich, nie tworzę dla konkretnej grupy społecznej, choć najczęściej pochlebne słowa słyszę z ust ludzi, którzy słuchają cięższych brzmień.

JvG: Myślę, że to Beksiński mnie obłaskawił ze swoją sztuką, dzięki temu tak się otworzyłam na Twoją twórczość. Ale na mój odbiór na pewno wpływa fakt, że jesteś moim ziomkiem, pochodzimy z tych samych Łęk Dukielskich na Podkarpaciu. Chodziliśmy do tej samej szkoły, tyle że ja o dwa pokolenia wcześniej. Nasze tereny są artystycznie bardzo żyzne. Ty na dodatek wychowałeś się w domu, w którym po wojnie wychowywał się znany malarz prof. Stanisław Białogłowicz.  

MRŁ: Tak, czytałem Pani bardzo ciekawy wywiad z prof. Stanisławem Białogłowiczem. Interesujące pytania, zaskakujące odpowiedzi. Nie wiedziałem, że wychowałem się w domu, w którym również on się urodził i wychował. 

JvG: Twoi rodzice są bardzo dumni z Ciebie, przyjeżdżają na Twoje wernisaże. Na ostatnim, właśnie w Saloniku Artystycznym w Bibliotece Publicznej w Krośnie, Twoją mamę spotkała zabawna sytuacja. Podeszła do niej młoda dziennikarska i zapytała o krótką recenzję Twoich prac. Mama oczywiście powiedziała, że Twoje prace bardzo się jej podobają. Na co dziennikarka dodała, że sądząc po tematyce prac musiałeś mieć bardzo traumatyczne dzieciństwo. Na co mama lekko oburzona powiedziała, że absolutnie nie, że miałeś bardzo dobre, spokojne dzieciństwo, w kochającej się rodzinie, bez żadnych patologii. Dziennikarka na to: A skąd to Pani wie? – No bo jestem jego mamą. 

MRŁ: Tak, rodzice wspierają mnie, jak tylko mogą i jest mi z tego powodu bardzo miło.
Tato jest moim wsparciem technicznym, a mama mentalnym.

JvG: Na czym polega to wsparcie techniczne?

MRŁ: Mam na myśli to, że pożycza mi na przykład elektronarzędzia do innych projektów.

JvG: Chciałabym przy okazji zapytać o talenty w rodzinie, bo słyszałam, że chyba Twój tato też ładnie maluje/rysuje.

MRŁ: Mój tato ma talent bardziej do rysunku technicznego, a jego brat Bogdan do rysunku artystycznego. 

JvG: Zatem pochodzisz z utalentowanej rodziny. Czy to prawda, że jesteś samoukiem?

MRŁ: Tak, jestem samoukiem, nie skończyłem żadnej szkoły plastycznej. Uczestniczyłem w dwóch kursach krakowskiej szkoły rysunku. Pierwszy kurs 30h o tematyce „Digital Painting” (podstawy rysunku komputerowego). Drugi kurs także 30h o tematyce “Character Designer” (koncept postaci od podstaw).

Jedne z pierwszych prac Mateusza „Randy” Łajdanowicza. Fotografie prac z archiwum Artysty

JvG: A jaką szkołę skończyłeś? To właściwie pytanie o to, kim chciałeś w życiu zostać? 

MRŁ: Ukończyłem ZSP5 w Krośnie tzw. “Elektryk” na kierunku technik teleinformatyk. Nawet uzyskałem tytuł technika :) 

JvG: Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z rysunkiem?

MRŁ: Rysowałem zawsze, tak jak każde dziecko, a jeśli miałbym zaznaczyć konkretny punkt zwrotny w moim życiu, to chyba powiedziałbym, że gdzieś w gimnazjum (12-14 lat). Wtedy zacząłem rysować pierwsze postacie z mangi i anime. Później było kilka przerw nawet kilkuletnich, czasami z doskoku zrobiłem jakieś zamówienie dla znajomych za drobną opłatą. 

 

Późniejsze prace Artysty. Fotografie prac z archiwum Artysty.

JvG: Jak się rodzi idea obrazu? 

MRŁ: Od jakiegoś czasu staram się pracować systematycznie, czasami po kilka godzin dziennie. Można powiedzieć, że działam w trzech trybach: 1) jeśli mam pomysł, 2) jeśli nie mam pomysłu, 3) rysuje cokolwiek.

1) Jeśli mam jakiś pomysł to siadam przy biurku i powstaje wstępny zarys ołówkiem, następnie z grubsza dodaje drobne szczegóły i zastanawiam się gdzie poprowadzić kolejne linie żeby nie popełnić błędu na kolejnym etapie. Jeśli szkic mnie satysfakcjonuje, przechodzę do rysowania cienkopisami i tutaj jest największy problem, bo jeśli gdzieś popełnię błąd to nie da się już tego zmazać. Później dodaję szczegóły i tak powstaje ilustracja, jeśli oczywiście był wcześniej na nią jakiś zamysł.

2) Natomiast jeśli nie mam konkretnego pomysłu, to siadam przy czystej kartce i stawiam kreskę, a potem kolejną i po chwili wyłania się jakiś zarys postaci lub czegoś innego. Do tego dorysowuję szczegóły, które sądzę, że tam pasują. Ani się obejrzę i mam historię, która dzieje się na ilustracji z białymi plamami, na które nie miałem w tej chwili pomysłu. W takiej sytuacji pytam dziewczyny co ona by tam dodała, a później praca przechodzi w “tryb leżakowania” i czeka, aż coś wpadnie mi do głowy. Później cienkopis i tworzenie szczegółów. 

3) Zacząłem stosować to od jakiegoś czasu. Biorę szkicownik wymyślam słowo klucz i rysuje np. skrzaci domek i małe domki, które mogę umieścić na drzewie lub grzyby z małymi okienkami. Później takie szybkie rysunki wykorzystuję w większych kompozycjach.

JvG: Porozmawiajmy jeszcze o technice twoich prac, choć bardzo pięknie o tym napisał portal Krosno24 (link poniżej).

MRŁ: W swoich pracach wykorzystuję głównie techniki dotwork i fineline. To są techniki związane z tatuażami. 

JvG: Nie interesowałam się tatuażami i nadal nie są mi one bliskie, ale dopiero w Twoich pracach zauważyłam, że w tych kropkach jest metoda. Z jednej strony widzę właśnie w Twoich rysunkach realizm, a z drugiej strony ma on w sobie coś surrealistycznego.  Zdecydowanie wolę te rysunki na papierze, a nie na ręce, plecach czy na nodze. Choć dyskutując z młodymi osobami z rodziny, którzy się wytatuowali, byłam zaskoczona, jak potrafili to uzasadnić, przekonując mnie, że tatuaż na pewno nie świadczy o ich złych cechach charakteru. Zresztą swoim zachowaniem to potwierdzają. Mili, sympatyczni młodzi ludzie, którzy często chcą w ten sposób podkreślić swego rodzaju życiowe przesłanie im bliskie, często bardzo głębokie. Byłam zaskoczona.  

MRŁ: Mnie tatuaże interesowały odkąd pamiętam i zawsze chciałem jakiś posiadać. Na całe szczęście, postrzeganie tatuaży w kulturze na przestrzeni lat bardzo się zmieniło. W latach 80-90 postrzegano ludzi wytatuowanych, jako przestępców lub byłych więźniów, teraz postrzeganie tego rodzaju sztuki jest bardziej pozytywne, choć nadal zdarzają się osoby, które stygmatyzują tatuaże. Myślę sobie, że dla artysty jest to największy zaszczyt, jeśli ktoś chce sobie wydziarać jego dzieło na własnym ciele.

JvG: Przepraszam. Wydziarać? 

MRŁ: Haha, może Pani to zamienić na wytatuować, przepraszam czasami się zapominam.

JvG: Nie, nie, absolutnie nic nie zmienimy. Tak powinno zostać.  Już wiem, że to synonim do wytatuować. Ech, całe życie człowiek się uczy. Skostniałość, to najgorsze, co się nam może przytrafić. Zapytam teraz o Twój pseudonim. Randy. Dlaczego Randy?

Pseudonim to prosta historia. Po prostu znajomi po pewnym koncercie metalowym stwierdzili, że pod sceną „śpiewałem” tak, że kapela mnie słyszała, a grali na wzmacniaczach firmy Randall. I tak powstał „Randy”, ale impreza była zakrapiana alkoholem więc każdy może przedstawiać inną wersję 😛 taka jest moja.

JvG: Czyli byłeś pod sceną, jako wzmacniacz…

MRŁ: Można tak to ująć, haha, tylko Randall to zbyt oficjalne było. Zostało więc Randy.

JvG: Zatem masz także talent muzyczny? Śpiewasz, może grasz na jakimś instrumencie?

MRŁ: Talent muzyczny to zbyt dużo powiedziane, po prostu czasami uda mi się trafić w odpowiedni dźwięk. Zdarzył się mi nawet epizod z zespołem Łęczanie.

JvG: To Twoja pierwsza indywidualna wystawa. Wcześniej były wystawy zbiorowe.

MRŁ: Tak, miałem dwie wystawy zbiorowe. W 2017 była to wystawa „Sztuka wolontariatu” – była to premiera komiksu wspólnego autorstwa pt. „Legendy Krosna”. I wystawa „8 artystów na 10-lecie” w 2021 roku.  Obie wystawy organizowane były przez Fundację dla Sztuki. Jestem współautorem dwóch murali oraz komiksu zamieszczonego w publikacji „Krośnieńskie legendy”, a także autorem aranżacji scenicznych i oprawy graficznej koncertów zespołu blackmetalowego „Dargor”.

Zdjęcia z malowania muralu w Krośnie. Fotografie z archiwum Artysty.

JvG: Mnie interesuje Fundacja Dla Sztuki. Co to za Fundacja i jak do niej trafiłeś?

MRŁ: Celem fundacji jest wspieranie dzieci i młodzieży uzdolnionej  plastycznie i muzycznie. Została założona przez panią Agnieszkę Bielaskę. Do Fundacji trafiłem przypadkiem, moja koleżanka powiedziała mi, że jest jakaś akcja, w której udział biorą nasi wspólni znajomi i będziemy malować dzieciom twarze na rynku w Krośnie. Więc zapytałem: ”co będzie można malować?” w odpowiedzi usłyszałem: “wszystko, co dzieci będą chciały albo co chcesz, tylko żeby nie płakały później, jak będą wyglądać jak śmierć” więc się zgodziłem. Tak właśnie zaczęła się moja współpraca z panią Agnieszką i trwa do dziś. Niestety teraz bardzo rzadko udzielam się jako wolontariusz ze względu na miejsce zamieszkania, ale bardzo dobrze wspominam wspólną współpracę.

JvG: To cudowne, gdy znajduje się w swoim życiu, zwłaszcza młodym, osoby, które pomagają i inspirują. Teraz Ty sam inspirujesz i pomagasz. Twoją wystawą w Krośnie,  zainteresowała się Twoja sąsiadka z Łęk Dukielskich, pani Małgorzata Krężałek-Zborowska i rozpropagowała ją w mediach społecznościowych. Jestem jej za to wdzięczna, bo dzięki niej dowiedziałam się o Tobie i Twojej artystycznej pasji i mogłam zobaczyć Twoją wystawę. Pani Małgosia była na wernisażu z córkami, które także rysują. Przy  okazji zrobiła piękne zdjęcie, na którym widać Twoich Rodziców dumnych z Syna.

Fot. Małgorzata Krężałek-Zborowska

MRŁ: Jestem bardzo wdzięczny Pani Małgorzacie za rozpropagowanie mojej wystawy, między innymi dzięki niej poznałem Panią i mogliśmy odbyć interesującą rozmowę, czego wynikiem jest ten wywiad. Mam nadzieję, że ludzie bardziej przychylnym okiem będą patrzeć na “mroczniejszą stronę” sztuki.

JvG: To już się dokonało. Jestem od Ciebie starsza o dwa pokolenia, a zachwyciłam się Twoją sztuką. Na koniec chciałabym zapytać o plany na przyszłość.

MRŁ: Nie snuje żadnych daleko idących planów, lecz chciałbym zrezygnować z pracy na etat i zarabiać na swojej sztuce. Jestem w trakcie ustalania dwóch mniejszych wystaw na festiwalach muzycznych. Nic więcej nie mogę powiedzieć, trzeba tworzyć :)

JvG: Mieszkasz w tej chwili w Krakowie. Ale jak wspominasz swoją rodzinną miejscowość, szkołę. Na pewno przyjeżdżasz tu choćby do rodziców. 

MRŁ: W Łękach się wychowałem, spędziłem całe dzieciństwo, ale szczerze trzeba powiedzieć, że niestety taka mała miejscowość nie daje dużo możliwości rozwoju. Dlatego odkąd pamiętam chciałem zamieszkać w jakimś większym mieście. Lecz jakiś sentyment pozostał, a jeśli wracam do Łęk to właśnie do rodziny i długoletnich znajomych. 

JvG: Czy na Twojej artystycznej drodze znajdzie się miejsce na wystawę w rodzinnej miejscowości? 

MRŁ: Oczywiście, jeśli włodarze Łęk Dukielskich będą zainteresowani współpracą, to nie widzę przeszkód.

 JvG: Zatem do zobaczenia na wystawie w naszej rodzinnej miejscowości może w przyszłym roku. Myślę, że zobaczymy na niej Twoje najnowsze prace. Życzę Ci tego i trzymam kciuki, aby Cię twórcza wena nie opuszczała. Bardzo pięknie dziękuję za rozmowę.

MRŁ: Ja również dziękuję.

Rozmawiała Jolanta van Grieken

Dziękuję za współpracę Pani Małgorzacie Krężałek-Zborowskiej.

Także Pani Joannie Łach dziękuję za zgodę na udostępnienie zdjęć i swojej relacji z wernisażu:

W Saloniku Artystycznym Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej prezentowane są prace młodego, zdolnego artysty Mateusza Łajdanowicza. Wernisaż odbył się 12 października 2022 roku. Wystawa zatytułowana „sTworzenie” zorganizowana została przez krośnieńską „Fundację dla Sztuki” – wspierającą młode talenty i działającą na rzecz dzieci i młodzieży uzdolnionych plastycznie.

Mateusz „Randy” Łajdanowicz urodził w 1994 roku w Krośnie, aktualnie mieszka i tworzy w Krakowie. W 2014 roku zdobył tytuł technika w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 5 w Krośnie. Ukończył kursy „Digital Paintingu” i „Konceptu Postaci” w krakowskiej szkole rysunku i grafiki „Domin”. Od 2015 roku współpracuje z „Fundacją dla Sztuki”. Jest współautorem dwóch murali oraz komiksu zamieszczonego w publikacji „Krośnieńskie legendy”. Jest też autorem aranżacji scenicznych i oprawy graficznej koncertów zespołu blackmetalowego „Dargor”.

Inspiracje czerpie z różnego rodzaju tekstów kultury. W jego pracach widoczny jest nierozerwalny związek człowieka z fantastycznym światem przyrody, wyeksponowany jest też motyw śmierci, ujęty często w osobliwy sposób. Interesuje się mitologiami świata oraz powieściami graficznymi. W swoich pracach wykorzystuje głównie techniki: dotwork i fineline.

Brał udział w dwóch wystawach zorganizowanych przez krośnieńską „Fundację dla Sztuki”: „Sztuka wolontariatu” (2017), „8 artystów na 10-lecie” (2021).

Wystawę prac Mateusza Łajdanowicza otworzyła Elżbieta Staroń, Zastępca Dyrektora Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej. W wernisażu uczestniczyła też Agnieszka Bielaska, założycielka „Fundacji dla Sztuki”, która pogratulowała artyście talentu, życzyła dalszego rozwoju oraz wielu sukcesów. Również zgromadzona publiczność bardzo życzliwie i z wielkim uznaniem przyjęła prezentowane na wystawie prace.

Więcej o artyście i jego pracach na stronie: https://www.facebook.com/randy.r.arts

Bardzo pięknie o twórczości Mateusza napisał portal Krosno24.pl – Krośnianin i jego grafiki. To podróż do świata stworów i demonów (krosno24.pl)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *