Wspomnienie o rodzinie Samborowskich
Nazywam się Samborowska Irena. Obecnie mam 58 lat. Urodziłam się w Łękach Dukielskich. Tutaj spędziłam dzieciństwo, młodość i obecnie też mieszkam w moim rodzinnym domu. Cieszę się, że mogę dołożyć cegiełkę do odtwarzanej historii mieszkańców Łęk Dukielskich.
Mój tata, Władysław Samborowski urodził się 22 IX 1916 roku. Nazwisko uzyskał po swojej matce, z domu Samborowskiej Zofii, po mężu Krężałek. Był on jej nieślubnym dzieckiem, nie uznanym przez jej męża – Józefa Krężałka. Od wczesnej młodości wychowywany był poza domem rodzinnym, przez Zofię i Stanisława Szydłów. Wiele im zawdzięczał i był z nimi bardzo zżyty. To oni umożliwili mu zdobycie uprawnień do wykonywania zawodu listonosza. Był na kursie w Zakopanem. Z tego okresu zachowało się zdjęcie, na którym jest ubrany w strój góralski.
Dzięki temu mógł podjąć pracę w Urzędzie Pocztowym w Łękach Dukielskich. Jego rejon obejmował sąsiednie wioski, jak Kobylany i Sulistrowa. Nigdy nie był listonoszem w Łękach, gdyż uważał, że lepiej jest pracować z obcymi ludźmi. Zdjęcie, na którym stoi w roboczym ubraniu, oparty o rower, z przewieszoną przez ramię torbą listonosza, obrazuje całe jego życie zawodowe.
Moja mama, Maria Samborowska urodziła się 26 I 1920 roku. Jej rodzice, a moi dziadkowie, to Zofia z domu Kasprzyk i Józef Kozielec. Miała siostrę Bronisławę, która była niezamężna i mieszkała przez całe życie w rodzinnym domu. Dwoje z ich rodzeństwa, brat i siostra, zmarli we wczesnym dzieciństwie. Mama miała ukończone cztery klasy szkoły podstawowej. W młodości, przez kilka lat „służyła” u bogatszych ludzi w Wietrznie i w Równem. W ten sposób zarabiała na własne utrzymanie i uczyła się pracy w gospodarstwie rolnym i domowym. Te umiejętności zaowocowały w późniejszym czasie, gdyż właściwie całe swoje dorosłe życie poświęciła prowadzeniu domu i gospodarstwa, najpierw z rodzicami, a potem z mężem i dziećmi.
Ślub Marii Kozielec i Władysława Samborowskiego odbył się 17 października 1942 roku. Po ślubie zamieszkali razem z rodzicami w jej rodzinnym domu. Dom był drewniany, budowany przez moich dziadków w 1920 roku. Dach kryty był strzechą. W miarę powiększania się rodziny, wymagał rozbudowy i unowocześnienia. W domu nigdy się nie przelewało, ale mimo to dzięki zaradności i pracowitości, rodzice prowadzili remonty i rozbudowę. Szczególnie tata zawsze starał się sprostać wymaganiom jakie stawiało przed nim życie. Nie chciał zostawać w tyle. Dzięki pomocy finansowej mojego dziadka, Józefa Kozielca, który wyjeżdżał do pracy w Borysławiu, wspólnie z innymi mieszkańcami doprowadził do domu prąd, potem gaz. Zmienił też pokrycie dachu na blaszane dachówki. Dobudował też budynek gospodarczy. To podniosło znacznie standard życia w domu. Tata zawsze podejmował decyzje i zarządzał skromnymi dochodami. Mama, ufając mu, wspierała jego poczynania, nie sprzeciwiając się. Mama była domatorką i realizowała się wychowując dzieci i prowadząc gospodarstwo domowe i rolne. Nie było to łatwe, gdy niewielkie, 1 hektarowe gospodarstwo było bardzo rozdrobnione, w kilkunastu kawałkach położonych głównie na terenie Myszkowskiego – przysiółka Łęk. Uprawianie tego pola wymagało dużego nakładu pracy fizycznej.
Tata był człowiekiem raczej surowym, wymagającym. Dla nas – jego dzieci, był autorytetem. Był społecznikiem, udzielał się w Straży Pożarnej, brał udział w organizowaniu różnych imprez, jak: zabawy taneczne, dożynki, objazdowe kino, które co jakiś czas przyjeżdżało do domu ludowego, gdzie były wyświetlane filmy. Był ciekawy świata i życia. Jak na ówczesne czasy, był człowiekiem mądrym i światłym. Bardzo zabiegał o wykształcenie swoich czterech córek. Pamiętam, jak mówił nam, że musimy się uczyć , jeżeli chcemy aby w życiu było nam lepiej. Nie było łatwo utrzymać czworo dzieci z jednej niewielkiej pensji i równie małych dochodów z gospodarstwa. Głównie ze sprzedaży mleka, jajek, „przychowanego” po wycieleniu krowy cielaka czy sprzedanej świni.
Praca zawodowa dawała mu dużo zadowolenia. Był oddany ludziom, którym doręczał listy, paczki, pieniądze i prenumerowaną prasę. Pamiętam tytuły gazet – „Nowa Wieś”, „Trybuna Ludu”, „Zielony Sztandar”, „Gromada – rolnik polski”, a dla dzieci – Świerszczyk”, „Płomyczek”, „Świat Młodych”. Niektóre z nich prenumerował dla nas, a niektóre, za pozwoleniem właścicieli, przewijały się przez nasz dom zanim zostały doręczone, abyśmy mogły je poczytać. Miałyśmy surowo przykazane aby ich nie zniszczyć. Gdy czasem któraś z gazet nieopatrznie się gdzieś zawieruszyła w domu, była wielka awantura. Codziennie rano o godzinie 7 wychodził z domu na pocztę, a około 10 przed wyjazdem w rejon rowerem przychodził do domu, aby zjeść posiłek. Miał torbę pełną gazet i posegregowanych listów. Nieraz, wychodząc do szkoły na późniejszą godzinę, byłam o tej porze w domu i tata pozwalał mi pooglądać znaczki pocztowe na listach – byle nie pomieszać kolejności. Ponieważ zbierałam znaczki, to często chciałam, aby pozwolił mi oderwać znaczek od listu. Nigdy nie zrobił tego, zanim nie uzyskał zgody adresata.
Jak już wspomniałam, mama miała jedną siostrę, Bronisławę, która pomagała jej w prowadzeniu gospodarstwa.
Tata miał liczniejsze przyrodnie rodzeństwo, które nosiło nazwisko Krężałek. Miał dwie siostry, Anielę i Emilię i braci, Józefa, Ferdynanda, Konrada. Ich losy to odrębna historia.
Rodzice mieli nas cztery córki. W 1943 roku urodziła się pierwsza córka – Helena – obecnie mieszka z mężem Edwardem w Kobylanach w swoim domu. Helena ukończyła liceum i studium pedagogiczne. Pracowała jako nauczycielka. Obecnie na emeryturze. Mają troje dzieci: dwie córki i syna. Najstarsza córka – Małgorzata z mężem Tomaszem i trzema synami mieszkają w Jaworznie. Młodsza córka, Anna z mężem Stanisławem i dwójką dzieci: córką i synem mieszkają w Kobylanach, w swoim domu nieopodal rodziców. Syn, Tomek z żoną Barbarą mieszkają w rodzinnym domu i mają dwóch synów. Zachowało się zdjęcie ze ślubu Heleny i Edwarda, który odbył się 26 czerwca 1965 roku w Kobylanach.
W 1947 roku urodziła się druga córka – Władysława, która z mężem Władysławem, mieszka w Krośnie. Ukończyła Technikum Ekonomiczne w Jaśle. Pracowała w Kopalnictwie Naftowym w Krośnie. Obecnie na emeryturze. Mają dwoje dzieci : córkę i syna. Córka – Elżbieta z mężem Mariuszem i dwoma synami mieszkają w Krośnie – Suchodole. Syn Wojciech z żoną Magdaleną mieszkają w Krośnie i mają syna i córkę. Zachowało się zdjęcie zrobione w dniu ukończenia klasy siódmej SP.
W 1953 roku urodziła się trzecia córka – Zofia, która z mężem Edwardem także mieszka w Krośnie. Ukończyła Technikum Rolnicze w Suchodole. Pracowała w Zakładach Lniarskich w Krośnie. Obecnie na emeryturze. Mają dwoje dzieci : córkę i syna. Córka – Agnieszka mieszka w Londynie i ma córkę – Zosię, a syn – Marcin mieszka w Krośnie i ma syna Filipa.
W 1955 roku urodziłam się ja – czwarta córka – Irena. Jestem niezamężna, mieszkam w Łękach Dukielskich w rodzinnym domu. Z wykształcenia jestem technikiem analityki medycznej. Ukończyłam Liceum Ogólnokształcące w Dukli i Medyczne Studium Zawodowe w Przemyślu. Pracuję w swoim zawodzie w Szpitalu Podkarpackim w Krośnie. Do emerytury brakuje mi dwa lata. Zachowało się zdjęcie z naszej młodości, zrobione koło domu Eleonory Białogłowicz, na placu, na którym obecnie jest wybudowana plebania.
Tata zmarł 20 czerwca 1973 roku, mając 57 lat. Zmarł nagle, na drodze, wracając z rejonu na pocztę, około 200 metrów od domu. Pamiętam ten dzień dokładnie, gdyż był to pierwszy dzień wakacji, po ukończeniu trzeciej klasy liceum. Przyjechałam do domu z internatu i czekałam na powrót taty. Przywiozłam dobre świadectwo i chciałam się pochwalić, bo wiedziałam, że sprawi mu to radość. Stało się inaczej. Około godziny 13:00 dowiedziałyśmy się z mamą o jego śmierci. Byłam zawiedziona i smak tego zawodu długo mi towarzyszył. Grób taty jest na cmentarzu w Kobylanach.
Mama żyła 88 lat i zmarła 27 grudnia 2008 roku. Był to pierwszy dzień po świętach Bożego Narodzenia. W przeddzień, przy świątecznym stole, spotkała się cała nasza rodzina. Mama była razem z nami, była zadowolona, chociaż trochę nie domagała. Mama bardzo zabiegała o to, aby jej dzieci, po odejściu z rodzinnego domu, często do niego wracały ze swoimi dziećmi. To pozwoliło przez lata na wykształcenie się swoistego rodzaju więzi między poszczególnymi członkami naszej rodziny. Grób mamy jest na cmentarzu w Łękach Dukielskich. Jedna z działek, które zostały przeznaczone na cmentarz była jej własnością.
Tak, w wielkim skrócie, przedstawiają się losy naszej rodziny.
Irena Samborowska, luty 2014