– Babciu, opowiedz nam coś, bardzo prosimy! No, babciu! Starowinka uśmiecha się ciepło i poprawia okulary; cóż zrobić? Nie ma rady, trzeba opowiadać. Dzieci sadowią się wygodnie wokół fotela. W pokoju pachnie szarlotka, a w piecu słychać trzask palonego drewna.
– Wiecie, jak nazywa się wioska, w której mieszkamy?
– Tak, to przecież Myszkowskie – odzywa się mała Julka.
– Właśnie, miejsce to nazwane jest od nazwiska pana Myszkowskiego. To on pierwszy tutaj się osiedlił. Tak bardzo mu się spodobały malownicze tereny, że postanowił tu zamieszkać. Niedaleko naszego domu jest wiel- ki padół – ogromne wgłębienie. Od północnej strony mamy las, gęsty i ciemny, a dalej, bardziej na prawo, rozpościera się piękny widok Stąd widać bardzo daleko – aż Krosno, a nawet Korczynę.
Ale nie zawsze tak było…
Tu babcia poprawiła okulary, mina staje się bardziej poważna, a w oczach dzieci pojawia się strach. Wiedzą, że tym razem opowieść babci będzie bardzo tajemnicza…
– W Padole, na Myszkowskim – przysiółku wsi Łęki Dukielskie, znajdował się stary kościół. Był tak stary, że nikt nie pamięta, kto go budował. Do tego miejsca ludzie przychodzili się pomodlić. Jak nakazywała tradycja, przychodzono tu całymi rodzinami. Kościół znajdował się na skraju lasu, ale był on inny niż ten teraz – było mało drzew, ale bardzo dużo różnych krzewów i rosły piękne kwiaty. One ozdabiały obejście kościoła, a ponieważ kwitły całe lato, wokół było wprost cudnie. W pobliżu miejsca, gdzie stał kościół, rosło bardzo dużo grzybów, a były to przede wszystkim opieńki i rydze. Ludzie, którzy szli je zbierać, mogli przy okazji pomodlić się. Chętnie korzystali z tego, a że byli pobożni, nikogo nie dziwiło to, że zawsze w kościółku ktoś był.
Budowla była z drewna. Znajdowało się tam tylko jedno okno, więc w środku było prawie ciemno. Ponieważ kościół był mały, ludzie przychodzący w to miejsce modlili się często na zewnątrz, gdyż nie mogli się pomieścić. We wnętrzu kościoła był mały dzwon, który o dwunastej w południe obwieszczał modlitwę Anioł Pański. Ołtarz główny był cały z drewna. Przedstawiał on Maryję z Dzieciątkiem. Z prawej strony wisiał jakiś obraz, przedstawiający świętego, a może Świętą Rodzinę. Mieszkańcy modlili się indywidualnie lub w grupach, czasami całymi rodzinami. Kościół był otwarty przez cały czas, ale nie było kapłana, który mógłby odprawiać msze święte. Niestety, był to największy problem i największe zmartwienie ludzi.
Pewnego razu, w niedzielne przedpołudnie, kilka osób wybrało się do kościoła. Gdy doszli na miejsce, okazało się, że budowla zniknęła. Wieść rozniosła się lotem błyskawicy. Kto żyw pędził na miejsce mali, duzi, młodzi i starzy. Wszyscy jednak widzieli to samo – puste miejsce i wielki dół. Ludzie nie mogli w to uwierzyć. Na próżno rozprawiali, machali rękami, biegali, niektórzy nawet płakali i zawodzili. W miejscu, gdzie stał kościół, zrobił się ogromny dół. Wreszcie jeden z mieszkańców, stojący obok liczącego się we wsi Michała, zapytał:
– Michale, czuję, że to coś niepokojącego, a ten dół… A wy, co o tym sądzicie? – Juści, musi być jakowaś siła nadprzyrodzona. To nie w ludzkiej mocy! Został tylko ten dół, jak ten Padół Ziemski. A może to jakie duchy….
Cicho! Posłuchajcie! – krzyknął Michał.
A tu dał się słyszeć, jak zza grobu, głos dzwonów. Zbliżało się południe. Wszyscy, którzy wtedy tam byli zrozumieli, że to dzwony z ich kościółka! Tak, to te same dzwony! Wzywają na Anioł Pański! Michał szybko uklęknął i przyłożył ucho do ziemi. Kiedy wstał z klęczek, jego twarz była poważna i dostojna. Stalowym i mężnym głosem rzekł: – Spod ziemi słychać nasze dzwony! Chodźcie tu! Słyszę bicie naszych dzwonów. Posłuchajcie. – Masz rację. Ja też coś słyszę. Myślę, że nasz kościół nie zapadł się głęboko, skoro słychać dzwony. Babcia zamilkła, a dzieci długo nie mogły powiedzieć ani słowa. – Babciu, dlaczego kościół zniknął? – zapytała Julka. – Hm, tego nikt nie wie, pozostało to do tej pory ogromną tajemnicą. Ale na znak, że był i że zniknął w ciągu jednej nocy, mamy wielki Padół.
Strach tamtędy chodzić! A kto tam wpadnie idąc na grzyby, musi się nieźle namęczyć, żeby wyjść na powierzchnię. Jeśli jutro będzie ładna pogoda, zaprowadzę was tam i pokażę to tajemnicze miejsce. – Oj, tak, tak, pójdźmy tam! – krzyczały dzieci. – Pójdziemy jutro, a teraz szybciutko do łóżek! Może się wam przyśni stary, piękny, drewniany kościółek, który znika bez śladu i przyczyny! – zakończyła z uśmiechem babunia.
Edyta Głód